Newsletter No 3 – Medycyna stylu życia

Home Newsletter No 3 – Medycyna stylu życia
by DoktorJarek

Medycyna stylu życia

Kiedy spotykam nowego pacjenta, często trudno jest w 30 minut wyjaśnić wszystkie przyczyny choroby. Moją osobistą i zawodową filozofię oraz zasady leczenia.

Jest coś o czym pacjenci zapominają zaraz po wizycie lub „nie słyszą” tego wcale. Jest to sposób życia, żywienia i podejścia do choroby oraz całego środowiska, w którym żyjemy. Z wizyty zostają kartki z zaleceniami i najczęściej ogólne wrażenie. Przy kolejnych spotkaniach okazuje się, że większość chorych niewiele pamięta z tego o czym rozmawialiśmy. Natomiast styl życia, a pisząc bardzo górnolotnie „Medycyna stylu życia” jest bardzo ważną częścią całego procesu powrotu do zdrowia i zapobiegania nawrotom choroby w przyszłości.

 

Zalecenia mało chętnie słuchane i jeszcze rzadziej stosowane:

zdrowa, oparta na roślinach dieta;

minimum 30 minut dziennie aktywności fizycznej;

codzienna redukcja stresu;

odpowiednia ilość godzin snu każdej nocy;

profilaktyka przeciwpasożytnicza, po uprzednim odrobaczeniu.

 

Do tego dochodzi trudniejsza sprawa – zmiana priorytetów życiowych. Istotne jest to co robimy na co dzień:

Czy sprawia nam to radość lub chociaż przyjemność?

Czy chodzimy do pracy z ogromnym stresem?

Czy mamy stały stres w domu?

Od pierwszego spotkania podkreślam, że stres jest jedną z głównych przyczyn choroby. Niby każdy wie, a wiele osób często nie podejmuje żadnych prób zmiany sytuacji wywołującej lub nasilającej chorobę.

 

Osoby, które podejmą właściwe zmiany, mogą często przestać przyjmować lub ograniczyć ilość przyjmowanych leków. Mam pacjentów, którym dieta wegańska lub wegetariańska hamuje całkowicie wszelkie dolegliwości. Tylko większość z nich woli łykać tabletki lub twierdzi, że nie są w stanie wytrzymać na takiej diecie.

Stąd mam odpowiedzi typu: „Jak mam przestać pić alkohol i jeść mięso to wolę nie żyć”

 

Zawsze, w każdej chorobie, pełnowartościowa dieta roślinna, aktywność fizyczna, odpowiedni odpoczynek i regeneracja oraz redukcja stresu i dobre więzi społeczne pomagają leczyć i naprawiać organizm.

O więziach społecznych, a więc towarzystwie, znajomych, wspólnym spędzaniu czasu, wycieczkach, zabawach i innych rozrywkach mało kto wspomina w procesie leczenia. Dlatego też napisałem ten dzisiejszy tekst.

Większość lekarzy i ogółu społeczeństwa słabo rozumie te podstawowe zasady zapobiegania i leczenia chorób. Częścią problemu jest to, że nie mamy sektora opieki zdrowotnej; mamy natomiast branżę opieki nad chorobami. Cały system jest nastawiony na sprzedaż jak największej ilości leków. Na dodatek im są one droższe tym lepiej. Nie jest ważne, ile płacisz za lek. Dla producenta liczy się całkowity zysk, a więc to co zostawiasz w aptece + refundacja z budżetu lub ubezpieczalni.

Koszt tabletek, które kupujesz w aptece, bez względu jak się lek nazywa, zawsze jest poniżej 2 dolarów.

Na ten koszt składa się produkcja preparatu + opakowanie + ulotka i koszt dostarczenia do hurtowni. Cena? Nie ma z tym żadnego związku. Czy płacisz za lek 20zł, 50zł czy też 150zł to zależy tylko od zapotrzebowania na lek lub reklamy i konkurencji. Dlatego wiele leków kosztuje po 100 – 200zł lub więcej, a jak kilka firm rozpocznie ich produkcję i sprzedaż na tym samym rynku to okazuje się, że wszyscy nadal dobrze zarabiają przy cenie 15zł za opakowanie.

 

Stale jesteśmy zalewani bezpośrednimi reklamami leków, które są świetne, wspaniałe, dają natychmiastową poprawę i nie szkodzą na nic. Choroby dzielą się na takie, które same ustępują (mimo leczenia) i nieuleczalne. Medycyna akademicka (alopatyczna) zajmuje się wyłącznie chorobami przewlekłymi i zazwyczaj nieuleczalnymi (większy zysk). To co dziwi moich nowych pacjentów to informacja, że celem leczenia jest sprzedaż leków i utrzymanie choroby jak najdłużej. Nie wynika to ze złej woli lekarza, bo zazwyczaj sam siebie i swoją rodzinę też tak leczy.

Niby nic nowego. Wszyscy wiemy (dzięki koncernom farmaceutycznym), że większość chorób jest nieuleczalna. Nadciśnienie tętnicze leczymy do końca życia, astmę, choroby reumatyczne, chorobę zwyrodnieniową stawów, cukrzycę i setki innych chorób. Tylko niewielki procent chorych ma szczęście trafić na lekarzy, którzy wyleczają swoich pacjentów.

Z ekonomicznego punktu widzenia, oficjalna medycyna skupia się na zaawansowanych technologicznie procedurach i najnowszych lekach, stale podnosząc koszty badań i leczenia.

Co w zamian?

Szybki wzrost wskaźników otyłości i cukrzycy typu 2.

Coraz więcej nerwic i chorób psychicznych.

Powszechne występowanie chorób tarczycy.

Gwałtowny wzrost chorób immunologicznych.

Za to ani słowa o pasożytach, szczególnie tych od naszych domowych zwierząt.

Do niedawna zwierzęta żyły oddzielnie. Na wsi do tej pory zwierzęta mają swoje miejsce. Nie wylegują się na kanapach w salonach, nie śpi się z nimi, nie całuje. Oczywiście słyszę ciągle, że „Ja kocham moją punię” itp. Tylko ten kochany piesek wychodzi na dwór i liże innego psa po odbycie lub chociaż ociera się o jego futro i przynosi jaja pasożytów do domu. Zaraz potem jest głaskany, całowany lub chociaż liże dzieci po twarzy. Później śpi w łóżku. Na dodatek często odrobaczanie zwierząt to fikcja.

Aż dziw bierze, że nie wszyscy chorują. Część lekarzy głosi (podpowiedzi Big Pharmy), że pasożyty są konieczne i pomagają nam w walce z chorobami…

Byłoby to śmieszne, gdyby nie powodowało takich tragicznych skutków.

Większość chorych, którzy przychodzą do mnie pierwszy raz, dziwi się bardzo, że ich chorobę powodują pierwotniaki, którym wędrówkę poza przewód pokarmowy często ułatwiają właśnie pasożyty.

We wszystkich krajach tzw. wysoko rozwiniętych (zachodnia cywilizacja) rządy federalny subsydiują przemysł spożywczy. Dlaczego oferują rolnikom dotacje na kukurydzę — w wyniku czego otrzymujemy tanią, wysoko przetworzoną i bogatą w węglowodany żywność, która przyczynia się do otyłości i cukrzycy — skoro mogliby sprawić, by zdrowe owoce i warzywa były bardziej dostępne i przystępne cenowo?

W szkołach uczy się o tzw. diecie zrównoważonej (węglowodany + białka + tłuszcze) co jest największą bzdurą medycyny. Od dziesiątków lat wiadomo, że spożywanie węglowodanów razem z mięsem nie jest dobre dla organizmu. A teoria o diecie zrównoważonej nadal obowiązuje.

Dzięki niej mamy miliony chorych, no i oczywiście większą sprzedaż leków.

Współczesna medycyna akademicka (alopatyczna) nie jest tak naprawdę skoncentrowana na pacjencie tylko na zyskach. To powoduje, że na wszystkie choroby są przepisywane preparaty zwane lekami, które w większości nikogo nie leczą, a tylko hamują objawy. Wyleczanie jest nieopłacalne. Oczywiście z punktu widzenia producentów leków, sprzedawców i większości pracowników tzw. ochrony zdrowia (w Polsce zwanych niesłusznie służbą zdrowia).

Od kilkudziesięciu lat koledzy lekarze powtarzają mi, że działam na ich szkodę, bo wyleczam chorych. Jak mówią: „Podcinam gałąź, na której siedzimy”. W latach osiemdziesiątych jedna z pań dyrektorek z prawdziwą troską powiedziała do mnie: „Jak tak będzie pan leczył to zabraknie panu pacjentów”.

Tylko, że ja poszedłem na medycynę właśnie po to, aby leczyć (a właściwie wyleczać) innych, a nie tylko pracować dla pieniędzy.

Gdy ktoś mnie pyta co robić z ciężko chorym na tzw. nieuleczalną chorobę, której leczeniem się nie zajmuję, mam następujące rady:

 

  1. Dieta wegańska
  2. LDN
  3. Mikroelementy
  4. Witaminy
  5. Probiotyki i prebiotyki
  6. Lewatywy lub hydrokolonoterapia

 

Tak naprawdę nie ma chorób nieuleczalnych. Chyba, że mamy już taki stan, gdy niewiele można zrobić ze względu na wiek i zaawansowanie zmian chorobowych. Niemniej zawsze jest możliwość ulżenia choremu, a często przedłużenia życia bez cierpienia.

Jeden z moich nauczycieli zawsze powtarzał, że nieuleczalna jest tylko głupota.